
Tak, mam na sobie za dużą, flanelową piżamę, a oznacza to jedno... Nadeszła prawdziwa jesień zionąca chłodem.
Oznacza też drugie - jestem po seansie nowej części filmu o przygodach Bridget Jones i ten post nie będzie typową recenzją.
Z filmem o przygodach szalonej Brytyjki jest tak, że albo się je uwielbia, albo się ich nie znosi. Ja należę do pierwszej grupy i to głównie dlatego, że ja razem z Bridget dorastałam. Jej przygody, porywy serca i liczne niepowodzenia śledziłam jako nastolatka i chcąc nie chcąc, trochę się z nią utożsamiałam.
Bridget, to w końcu kobieta z krwi i kości, uosobienie wszelkich kobiecych "nadcech" i kompleksów. Singielka w średnim wieku, licha gospodyni, o nigdy idealnej: figurze, fryzurze, makijażu, najczęściej źle ubrana i często niekompetentna. Do tego, mimo wielkich nadziei i wiary w miłość, trafiająca na facetów typu alkoholik, pracoholik, egocentryczny związkofob, megaloman, emocjonalny popapraniec lub zboczeniec... Życie ;)

Teraz, już jako 30-latka poszłam do kina na przygody Bridget Jones z pewną obawą i lękiem, że u Biduli znowu nic się nie zmieniło. Chyba sama się trochę zestarzałam i do wielu rzeczy podchodzę już zupełnie inaczej, więc w tym momencie, trudno byłoby mi strawić starą Bridget i po cichu liczyłam, że trochę się ogarnęła... Uff, co za ulga, okazuje się że... tak, u Bridget jest całkiem nieźle. Co prawda, w życiu uczuciowym nadal panuje mały chaos, ale Bridget potrafi dojrzale podejść do nowych sytuacji, spełnia się zawodowo, świetnie wygląda i jest tak samo urocza i pełna ciepła, jak dawniej.
Ale to przecież nie miała być recenzja... Przy okazji tego posta, pewnie się trochę uzewnętrznię i opiszę Wam jedną z moich "bridgetowych" sytuacji, która idealnie udowadnia, że różne rzeczy się zdarzają i naprawdę, nikt nie jest idealny i do końca normalny.
Pamiętam, jak kilka lat temu jechałam z Adamem na wycieczkę do Pragi, popularną linią autobusową. Droga długa i męcząca, na fotelu za nami typowa wodzirejka gada jak nakręcona, że nie można nawet skupić myśli, porozmawiać, o drzemce zapomnij. Wodzirejka nareszcie wysiada, jest późno, zapadam w głęboki sen. O drugiej w nocy budzi mnie Adam, jesteśmy na granicy, warto skorzystać z toalety. Wypycha mnie z fotela, więc idę, zamroczona. Przede mną oszklony budynek z rozsuwanymi drzwiami, ludzie kłębią się w środku. Pewnym krokiem zmierzam naprzeciwko i nagle... huk, grzmot, łomot. Drzwi rozsuwają się szybko... tyle że jakiś metr na lewo ode mnie, a ja stoję rozbita o szklaną ścianę, ściana głośno łomocze i wibruje. Kręci mi się w głowie. Czuję, że jak w kreskówce, na czole wyrasta mi ogromny guz, a nad głową wirują gwiazdy.
Ludzie zamierają, po chwili szepczą coś do siebie, nawet skrycie chichoczą. Gdy wychodzę z budynku, grzmią gromkie śmiechy... Fuck it, jestem jak Bridget i mam to gdzieś :p
A czy Wy możecie pochwalić się podobną historią? Mam szczerą nadzieję, że tak :D
Ludzie zamierają, po chwili szepczą coś do siebie, nawet skrycie chichoczą. Gdy wychodzę z budynku, grzmią gromkie śmiechy... Fuck it, jestem jak Bridget i mam to gdzieś :p
A czy Wy możecie pochwalić się podobną historią? Mam szczerą nadzieję, że tak :D

Znam to :) Przywaliłam tak kiedyś w centrum handlowym. Nie byłam zaspana czy zmęczona, więc po prostu byłam sierotą :)
OdpowiedzUsuńHah, jak dobrze wiedzieć, że nie jestem w tym sama :D
UsuńPozdrowienia :)
Mam takie co dzien!
OdpowiedzUsuńJestes uroczo! Juz od kilka lat obserwoje twojego bloga.
Pozrdawiamy Aleksandra
Dziękuję :*
Usuńojj zdarzyło mi się to i nie byłam ani zmęczona ani śpiąca po prostu chciałam zbyt szybko opuścić drzwi obrotowe i tak się zdarzyło, że miałam bliski kontakt z pięknie czystą biała szybą :D haha tak jestem sierotą ale śmiałam się z tego, fakt z bolącym czołem ale śmiałam :D A tak przy okazji czytam twojego bloga już od dobrych kilku lat. Uwielbiam ! Bardzo mnie inspirujesz! :) :D
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Ciebie i Adama :)
Ula
Dziękuję, bardzo mi miło :)
UsuńA drzwi obrotowe czy ruchome schody zawsze powodują u mnie problemy ;)
Oczywiscie, caly czas zdarzaja mi sie sytuacje z serii: to zdarza sie tylko mnie.... Lubie B.J. Nowego filmu nie ogladalam, ale czytalam ksiazke Mad about the Boy, to chyba na jej podstawie powstal film? Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńFilm na pewno różni się od książki, więc chyba będę musiała przeczytać :)
UsuńPozdrowienia :*
No cóż, kilka razy zdarzyło mi się być taką nieogarniętą "brytyjką"... :) Zycie :)
OdpowiedzUsuń:*
UsuńJa sie jakos bardzo nie jarałam Bridget, ale ogolnie sympatyczna babka z niej :D :D wiec moze do kina sie wybiore ;) pozdrawiam i zapraszam :)
OdpowiedzUsuńzdecydowanie tak! ja mam dzisiaj dzień w stylu Bridget :) filmy, popcorn i koc <3
OdpowiedzUsuńDla mnie najlepsza w tej częsci była rola Emmy Tompson.
OdpowiedzUsuńZeszpecna twarz Bridget operacjami, niestety nie byla dla mnie wiarygodna i miło dobrych chęci film mnie zniechęcił..za to książką..z zupełnie inną fabułą ale super :)
No tak, Emma to rewelacja, uwielbiam ją. A na twarz Renee starałam się aż tak nie zwracać uwagi ;)
UsuńHaha... tak, mi tez przytrafolo sie kilka takich bridgetowych sytuacji ;P. Ludzie sie posmiali, ale co mi tam, wiecej ich w zyciu nie zobacze :)!!!
OdpowiedzUsuńMusze sie wybrac na ten nowy film o Bridget!!!
Ja oczywiście też mam na swoim koncie tego rodzaju wpadki. W czasach licealnych, gdy chodziłam z głową w chmurach, nie raz zdarzyło mi się wejść w słup. Pamiętam też jak dawno temu w podstawówce usiadłam sobie w kościele w jakiejś bocznej ławce tuż pod zapaloną świecą. Wcześniej oczywiście przesunęłam leżącą tam gazetę. Jakaś pani pokazywała mi coś na migi, ale nie wiedziałam, o co jej chodzi, dopóki nie poczułam na głowie cieplutkiej parafiny. Na moich ciemnych włosach wyglądała zabójczo...
OdpowiedzUsuńSuper, że częściej piszesz. Na Bridget muszę się wybrać, chociaż martwi mnie ta jej naciągnięta twarz...
Hah, dobra, chyba mnie przebiłaś :D
UsuńA na naciągniętą twarz lepiej nie zwracać uwagi, w filmie tak wiele się dzieje, że można to jakoś przeżyć :)
Pozdrowienia
Dzięki Kochani za przemiłe komentarze i historie :D :*
OdpowiedzUsuńDobrze, że przy okazji nie zsikałaś się w majtki :D. Jest to jakieś szczęście w nieszczęściu.
OdpowiedzUsuń